Jakub Pacan Jakub Pacan
1859
BLOG

Bardzo godnie odchodził w tak strasznej chorobie

Jakub Pacan Jakub Pacan Rozmaitości Obserwuj notkę 27

Odszedł Krzysztof Kolberger. Jeszcze nie widziałem tak godnego umierania. Jestem poruszony jego świadectwem męstwa, ciepła i człowieczeństwa. Porusza mnie jego normalność w tym wyjątkowym stanie śmiertelnej choroby.

Zawsze kiedy odchodzi osoba powszechnie lubiana, w moim sercu powstaje jakieś małe poruszenie i chwilowa zaduma. Oto ten, który poprzez telewizor towarzyszył mi od urodzenia nagle zupełnie znika. Śmierć Krzysztofa Kolbergera poruszyła mnie jednak głębiej, inaczej. Nie wiem czy w tych okolicznościach to uprawnione słowo, ale ta śmierć mnie zafascynowała. A właściwie moją uwagę przykuł sam proces umierania tego człowieka. Odchodzenie Pana Krzysztofa wzbudziło we mnie głęboki szacunek i nie tyle smutek, choć ten oczywiście też, co nadzieję na triumf  woli nad grozą choroby nowotworowej.

Jego spokój, godność i normalność w tak nienormalnej sytuacji, były świadectwem najgłębiej rozumianego człowieczeństwa. Przecież rak trawił go od kilkunastu lat. Ile człowiek może znieść nadziei, że to już koniec i zawodów z ponownych nawrotów? Nie tragizował nad swoją chorobą, nie wciskał jej ekshibicjonistycznie mediom i nie załamał się w końcu pod jej naporem. A miał trudno. Jako osoba publiczna doskonale wiedział, że jest ciągle obserwowany i jego radzenie sobie z rakiem jest nieustannie komentowane. Taka presja w chwilach, gdy w życie człowieka wkracza Ból, jest bardzo dojmująca. Trzeba być gigantem ducha, by zachować w takich ekstremalnych warunkach równowagę i właściwy ogląd rzeczywistości. Krzysztof Kolberger to potrafił.

W epoce kultu ciała, witalności, i jak mówi Tomasz Jastrun narcyzmu, Pan Krzysztof nie wstydził się pokazywać stopniowego uwiądu własnego ciała. Fakt, cały czas trzymał się świetnie, jednak piętno nowotworu z każdym rokiem odciskało się na jego twarzy coraz mocniej. Co znamienne, nie zmieniało się tylko jego spojrzenie. Jego oczy do końca pozostały dostojne, ciepłe i żywe. Tak samo jak uśmiech.

Udało mu się osiągnąć rzadko spotykany w tej okropnej chorobie wewnętrzny consensus. Z jednej strony świadomie ją zaakceptował i pogodził się z rakiem. Z drugiej mu nie uległ i się nie poddał. Często jest tak, że zgoda na chorobę, pogodzenie się z nią, oznacza kapitulację lub na odwrót, ktoś nie chcąc jej zaakceptować pozostaje sfrustrowany do samego końca i złorzeczy całemu światu oraz samemu Panu Bogu. On się pogodził, ale nie zrezygnował.

Może w tym tak dojrzałym pogodzeniu się z nowotworem pomogło mu głębokie zakorzenienie w poezji, która nawet z umierania potrafi dać duszy właściwy pokarm na czas ostateczny? Pan Krzysztof znany był z pięknego recytowania wierszy. Nie raz delektowałem się siłą i barwą słowa wychodzącego z jego ust w radiowej dwójce. Być może w tych tysiącach wypowiedzianych przez niego strof, w których tak wiele było o przemijaniu i śmierci, tkwi tajemnica jego oswojenia i podporządkowania sobie śmierci.

Bo Krzysztof Kolberger najpierw sobie śmierć oswoił a potem ją nawet zdominował. Jego chęć życia, aktywność zawodowa i towarzyska do samego końca, mocno stępiły jej pazury. Kostucha miała do niego dostęp dopiero przed samym odejściem. Świadczy o tym ilość spektakli, ról filmowych i uczestnictw w różnorakich akcjach Pana Krzysztofa, już w czasie zaawansowanej choroby.

Właściwie to można powiedzieć, że życie dało mu do odegrania najtrudniejszą z możliwych ról. Scenariusz rozpisany był na wiele dramatycznych zwrotów i wątków rozciągniętych na kilkanaście lat. Fabuła znaczona była niezliczoną ilością cierpień. I on tą rolę odegrał po mistrzowsku. Nie złorzeczył Reżyserowi, że rola zbyt trudna i za wiele kosztuje. Składam mu wielki szacunek za tak wspaniałą lekcję umierania.

I niech mi nikt nie mówi, że choroba go pokonała. Nie, to on pokonał raka.

Jakub Pacan
O mnie Jakub Pacan

Od centrum w prawo - tu mi najlepiej.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości